niedziela, 12 czerwca 2016

Pielucha wielorazowa, czyli o moim uświadomieniu w kwestii współczesnych pieluszek.

W paczce z ubrankami, którą otrzymaliśmy dla Malucha znalazłam otulacz na pieluchę wielorazową. Produkt całkowicie mi obcy, ale stwierdziłam, że skoro już jest, to warto go zostawić i później przetestować. W szufladzie już leżał stosik pieluch tetrowych (jedyne moje skojarzenie z takim otulaczem), pojawiło się tylko pytanie jak coś takiego poskładać, żeby pasowało do otulacza i spełniało swoją funkcję? Właśnie to niewinne pytanie było początkiem mojej edukacji i skłoniło mnie do spędzenia wielu dni i godzin szperając w sieci. Można by pomyśleć, ile można czytać o składaniu tetry?! Żeby na tym się skończyło... Odkry łam, że pieluszki przeżywają właśnie swój renesans ale w całkiem nowej odsłonie. Mnogość wzorów i materiałów ogromnie mnie zaskoczyła ale i...zafascynowała:) Im więcej czytałam, tym bardziej byłam przekonana, że też chcę spróbować. Pranie pieluch mi nie straszne, a jeśli ma to być z korzyścią dla dziecka (wszelkie szkodliwe substancje w jednorazówkach to już osobny temat) a przy okazji również dla portfela, to jestem jak najbardziej za! Pełna entuzjazmu podzieliłam się swoimi przemyśleniami z mężem, który popatrzył na mnie sceptycznie i zapewne mając wizję mieszania w kotle gotujących się pieluch, które potem trzeba będzie jeszcze wyprasować, stwierdził, że on do tego ręki nie przyłoży. Podejście iście męskie, którego się poniekąd spodziewałam, więc wcale mnie nie zniechęciło. Wszak do mężczyzny trzeba dyplomatycznie i z logicznymi argumentami. Pomocna okazała się być matematyka. Koszty pieluchowania jedno- i wielorazowego ciekawie podsumowane na tym blogu: http://www.wolnymbyc.pl/test-pieluszek-wielorazowych-cz-1-cena/ znacznie bardziej przemówiły do mojego męża niż jakiekolwiek inne argumenty. Co prawda musiał to sobie przetrawić, ale koniec końców temat uzyskał jego aprobatę.
Pozostała kwestia wyboru rodzaju pieluszek. Zaczęłam kombinować, podliczać, analizować. Jakkolwiek w ostatecznym rozrachunku wychodzi to na pewno korzystniej niż zakup paczki jednorazówek kilka razy w miesiącu to jednak jest to duże obciążenie finansowe jeśli chcemy od razu skompletować wyprawkę. Zrobiło mi się trochę przykro (wiadomo, ciąża nieco potęguje wszelkie emocje) kiedy pomyślałam, że chyba nie damy rady ale wtedy przyszła mi do głowy myśl, że może mogłabym sama uszyć taką pieluszkę? Otulacz (chociaż ten jeden) na początek jest, spodobały mi się wszelkie formowanki i doszłam do wniosku, że chyba nie jest to jakaś wielka filozofia. Wzięłam kawałek miękkiej tkaniny zalegającej w domu, usiadłam do maszyny i... Tu nastąpiła tragedia w trzecha aktach. Maszyna stara, rozkalibrowana i kapryśna ale myślałam, że jeszcze trochę posłuży. Myliłam się.To co mi wychodziło z tego szycia nie nadawało się do niczego. Zła, sfrustrowana i zmęczona, machnęłam ręką na starego łucznika, wzięłam igłę, nici i zabrałam się do pracy. Po kilku godzinach powstała pierwsza formowanka:) Ależ byłam z siebie dumna! Później wygrzebałam nieco flaneli (chłonna i przyjemna dla ciała) i frotki na dodatkowe wkłady i przez kilka dni totalnie mnie wciągnęło. Nigdy nie sądziłam, że szycie (do tego ręczne!) może na mnie wpływać tak uspokajająco:) Po kilku sztukach przystopowałam, stwierdziłam, że przed dalszą produkcją poczekam na testera, żeby wiedzieć co ewentualnie zmienić, poprawić itp. A oto rezultaty mojej pracy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz