środa, 31 sierpnia 2016

Wielki ból istnienia małego człowieka

Może taki dzień? Może tydzień...? Może kolejny skok rozwojowy albo już zaczynają dokuczać dziąsła? Albo zmiana pogody? Przecież ja też bywam rozdrażniona jak rośnie ciśnienie... Nic nie pomaga, ani jedzenie, ani smoczek, głaskanie, przytulanie ani bujanie na leżaczku. Może trochę, na chwilę pomaga noszenie na rękach, ale tylko w pionie. To nic, że brzuch po cesarce jeszcze trochę boli, że przy rozstępie mięśnia prostego też nie powinno się dźwigać, nie ważne. Ważny jest ten mały człowiek z ogromnym bólem istnienia, który sam jeszcze nie rozumie dlaczego akurat teraz tak mu źle. Dlaczego trochę mnie dokucza rzeczywistość kiedy mama ponosi na rękach. Wtedy już tylko trochę szlocha połykając łezki, już nie krzyczy. A potem, jak już pozwoli się trochę utulić, pocieszyć, popatrzy w oczy, powie to swoje "a guu" i uśmiechnie się tym rozbrajającym bezzębnym uśmiechem... Wtedy ręce przestają boleć, kręgosłup i brzuch bolą jakby mniej i jest jakoś łatwiej. I dziękuję Bogu za to, że pomaga mi przetrwać, zachować spokój i odpowiadać z miłością i cierpliwością na potrzeby mojego syna. Bo przecież po to jestem.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

macierzyństwo - początek;)

 Pierwsze dwa miesiące mojego macierzyństwa. Niby wiedziałam, pomimo dużego doświadczenia w opiece nad dziećmi, że z własnym jest inaczej, ale i tak mnie to zaskoczyło. Ten przytłaczający ogrom emocji (Jak usłyszałam jego krzyk to dopiero tak NAPRAWDĘ do mnie dotarło, że jestem mamą, że to moje dziecko, że już je tak bardzo kocham). To zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością.
Miał być poród naturalny, bardzo mi na tym zależało ze względu na malucha i świadomość konsekwencji jakie niesie ze sobą poród przez cc. Niestety, z uwagi na moją wąską miednicę i dużą wagę dziecka nie miałam wyboru. Dzięki Bogu, na patologii trafiłam na kompetentnego lekarza, który skierował mnie na cesarkę na następny dzień po przyjęciu mnie na oddział. Mały przyszedł na świat z wagą ponad 5 kg. Nawet nie chcę myśleć jak dla nas obojga mógł się skończyć poród siłami natury. Po operacji wyszłam do domu z silną anemią. Pierwsze tygodnie ledwo trzymałam się na nogach i gdyby nie wsparcie mojego Męża to nie wiem, jak przetrwałabym ten czas.
Jedno co udało mi się zgodnie z planem to karmienie piersią. Położne w szpialu nie dowierzały mi, że jestem w stanie wykarmić Młodego, a jednak. Nie, nie było łatwo, dopiero teraz mogę powiedzieć, że sprawia mi to przyjemność, choć kosztowało mnie ogrom bólu i łez. Po kilu tygodniach okazało się, że Synek ma alergię na mleko i jego przetwory. Jedyna opcja to przejście na dietę eliminacyjną, więc kolejne wyrzeczenie ale nie zamierzam się poddać. Wiem, że moje mleko jest dla niego najlepsze, więc muszę wytrwać. Dobrą stroną jest, że ograniczyłam słodycze bo prawie we wszystkich jest mleko bądź jajka. Poza tym zaczęłam urozmaicać dietę (niesamowite ile fajnych bezmlecznych przepisów można znaleźć na blogach wegańskich:)).

Nastawiłam się na nieprzespane noce. Już w ciąży przecież mało spałam więc wydawało mi się, że przyjdzie mi to łatwo. Nie przyszło:) ale dajemy radę. Młody czasem śpi w łóżeczku, a czasem z nami, bo zasypiam przy karmieniu albo nie y siły go odnieść. Albo po prostu chcę być blisko niego. A tak się zarzekałam, że będzie spać tylko u siebie;) Tak samo jak z tym, że moje dziecko nie dostanie smoczka. Taaak, jasne. Zaczęły się kolki i sama wepchnęłam mu smoka z nadzieją, że chociaż coś go uspokoi. Uspokoiło. Teraz wiem, że teoria teorią ale życie i tak pisze swój scenariusz. Grunt to umieć się do niego dostosować i przyznać przed samą sobą, że nie wszystko musi iść zgodnie z planem;)